czwartek, 20 grudnia 2012

w nowym roku na blogu

Ostatnio rzadko śpię, ale jeśli już mi się to zdarzy, to śni mi się Sikora albo olimpiady i już sama nie wiem co jest gorsze. Zanosi się pracowita przerwa świąteczna: 3 eseje olimpijskie na filozoficzną, 3 eseje olimpijskie na polonistyczną; przy czym taka praca, jakże poważna, zaczyna się od sześciu stron. Ja piszę na osiem, bo to bezpiecznie. Czyli bagatela 48 stron w te święta. Gdy przypomnę sobie pisanie innych prac, które miały mieć po 20 stron, do których przygotowywałam się solennie przez rozsądny okres, i gdy zestawię moje ówczesne wyniki z pracą, której mam dokonać... przechodzą mnie ciarki zgrozy. Do tego wizja niedalekich diagnoz m.in. z historii (!)... 
A więc należy zakasać rękawy i do roboty!
Poszukuję w zakamarkach mojej odstającej głowy tematów niejasnych, stanowiących wyzwanie, takich do rozprawienia się w ramach wyzwania 52 (więcej informacji tutaj). Pierwsza notatka dokonana dzięki trzymającej w ryzach rozlazłe cielę, którym niewątpliwie jestem, oraz mobilizacji powodowanej wspomnianą akcją pojawić się powinna w nocy z piątku na sobotę, a później to już będą regularnie- myślę, że w godzinach nocnych z niedzieli na poniedziałek.
Na pewno poruszę nieopisany, niedotknięty ręką ludzką (dosłownie) temat ironii romantycznej u Mickiewicza i ujawnię istotę wspaniałej poetyki Wittgensteina stanowiącej niezłomne semantyczne rusztowanie współczesnej filozofii, a traktowane po macoszemu (zupełnie jak ironia romantyczna u Mickiewicza...). Pisać zamierzam, jak sugerują zaproponowane wyżej tematy, o filozofii i literaturze. Nie zabraknie wnikliwych interpretacji wierszy i obrazów. Oczywiście będę niezmiernie szczęśliwa mogąc odpowiadać na czytelniczą inicjatywę :)

wtorek, 18 grudnia 2012

śmierć rozmów

Strona szkoły,a niej nazwisko bardziej realne niż ja sama. Zapowiedź miękkiego ciepła wlewanego tak rzadko, tak nielicznym. Dla mnie nie ma już miejsca, dla mnie ma tylko krótkie "nie mam czasu, może w święta". W święta, kochanie... W święta? Oczywiście, że w święta, ja mam zawsze czas, kiedy tylko chcesz mam czas!
Ludzie przestali rozmawiać, wszyscy chcą tylko mówić, bo tylko ich racje są najważniejsze dla spraw świata. Nikt inny, tylko ja i moje ma jakieś znaczenie. Umarły już rozmowy o kwestiach najistotniejszych- o prawdzie, szczęściu, uczuciach i odczuciach, wrażeniach... Nikt, wszyscy zasłaniają się zdefiniowanymi już postawami, powielają przetarte frazesy, których sami czasami nie rozumieją. I jak w tym świecie żyć?

sobota, 17 listopada 2012

srowinki

Photoblogowiczki spamują szalonymi zdjęciami z połowinek (połowinków?), na których wiadać wychudłe szczapy przyodziane lateksem. Na tym ten spend ma, przepraszam, polegać? Na pogłębianiu i tak żałośnie niskiego poziomu młodzieży? Na lateksowych niuniach dziubkujących do zdjęć oraz wysoce poważnych mężczyznach wystrojonych na "Al Capone" (no, moze przesadziłam, wiecie, realia liceów czyli nie ma tytoniu ani cygar ani wódki, choć w rzeczywistości to jest, jest nawet dużo cygar i wódki i wszystkigo!). Ja nie jestem człowiekiem, ja ludzi się boję a przez to ludzi unikam. Jednak okazać sie może, że spotkam innego, tóry nie jest człowiekiem również. Nie musi być porażony równie silną idiosynkrazją co ja, przynajmniej nie od razu. Z czasem się wgłębi, przyjmie postawę mi podobną. {nie spotkałam nikogo takiego nawet w połowie takiego, jestem więc zgorzkniała i smutna niczym J. Kaczyński}
Ale co do photoblogów: jaki jest sens wstawiania zdjęć takic samych pod każdą notką? Rozumiem, może być to pretekst do głębokich, blogowych przemyśleń o życiu w ogóle. Ale... tam nie ma żadnych przemyśleń. Jest za to lakoniczna wzmianka, odniesienie do wątków autobiograficznych i odesłanie do piosenki z internetu, do piosenki nieswojej, chociaż swojej {znowu wszystko zależy od definicji i znowu i znowu niealegoryczność a symboliczność} 
[Żeby było śmieszniej, ja takiego bloga też prowadziłam]

poniedziałek, 12 listopada 2012

Listopad

LISTOPAD
dramat w jednym akcie 
(choć zalecane jest harmoniczne powtarzanie co rok)

AKT PIERWSZY (i ostatni uf...)
Rejtan: Liść spadł. I chuj, nasra na niego pies.
KONIEC
Opada kurtyna, nikt się nie śmieje, żadnych braw.

 Moja droga Drogo, dni upływają mi na chłodzie, ale taki przecież jest listopad. To przez to, że już na samym początku rozdzielamy się, oderwane od rzeczywistści wędrujemy w milczących pielgrzymkach do grobów bliskich niewspólnych nam. Ogólnie już niewele mamy wspólnego. To smutne tak jak i moje otoczenie (z małymi wyjątkami). Karmiona jestem hipokryzją. Brakuje mi ciebie, ale wolę o tym nie mówić, rozzłościłoby cię to tylko. (nadal wiem czego nie powinnam robić, ale co zrobić, pogubiłam się)

środa, 24 października 2012

Nie lubię jesieni.

Cały ten ognisty burdel z drzew sypie ci się na łep, na szyję (też), a ty człowiecze radź sobie z nim jak umiesz, skoro umiesz. Bo przecież umiesz? Cieszę się, że niebawem spadnie śnieg i ugasi żar jesieni wzniecany jak co roku, od roku czy dwóch. Dopełnieniem wszystkiego będzie szkoła pełna dopów, czyli dwój, czyli znów parzyście, choć w rzeczywistości jakby nie, wcle parzyście, a wręcz nieparzyście;   P O J E D Y N C Z O, że tak dobtnie pozwolę sobie zauważyć. I puentą spiętrzonych, chaotycznych myśli nechaj znowu będzie gorzkie stwierdzenie- przecież tego chciałam.

wtorek, 23 października 2012

Tak bardzo mi ją przypomina.

Ujrzałam dzisiaj te proste włosy otaczające najpierw chude policzki, potem swobodnie opadające na wystające obojczyki i miarowo poruszające się wraz z resztą tułowia skrzętnie spisującego fizykę. Chcę ją poznawać, chcę ją znać!
 Mam świadomość, że w szkole Jej (która jednocześnie powinna być naszą wspólną) może być inne A., które bezpowrotnie doszukiwać się stara powrotu innej w jeszcze innej. To szalenstwo, to obsesja. (aż nie nazwę uczucia).

środa, 10 października 2012

przewrażliwiec

Skrzecący głos cioci Goblin kłócący się o rzeczy zjadane. Aż chce się strzelić sobie w łep.
Ja sobie wypraszam bradzo aby Młoda (Orka) nazywała mnie "suką". Nie jestem nobliwa, ale żeby od razu suka? I to dlatego, że pogniotłam jej pierwszą kartkę bloku technicznego A3, choć tak na prawdę wcale tego nie zrobiłam.
Ktoś tu jest przewrażliwiony.
Tak, to ja.
Moja sinusoida uczuć przechodzi z aphelium do perychelium w niewyobrażalnie krótkim czasie. Tak więc oscyluję między żyletką do tętnic a zadzwonieniem do niej. No właśnie. Dlaczego? Przecież ma już swoje własne życie w którym przestałam cokolwiek znaczyć. Dlaczego mam się fatygować? Dla niej to niesmaczne, dla mnie niehonorowe. Szanujmy siebie nawzajem a jak nie to przynajmniej siebie.

wtorek, 9 października 2012

Rozstnie po latach

Odbyło się niemal bezboleśnie. Przygotowana byłam znakomicie. Każde nieoebrane połączenie, każda zignorowana wiadomość przybliżały mnie do tego dnia, w dzień po dniu pełni szczęśliwości. I chociaż wiem, że gdy tylko zadzwoni rzucę się aby zabawiać ją niewyszukanymi żartami, to czuję że coś się we mnie wypaliło, a w żartach nie będzie pierwiastka mojości. Że niewiele będą się różniły od tych opowiadanych na lekcjach matematyki koleżankom.

niedziela, 7 października 2012

Wszyscy umrzemy.

A więc październik. I znów do łask powracają chusteczki higieniczne pomagające głęboko przeziębionym i umierającym na katar. To nie żart! Katar to poważna przypadłość ograniczająca wydolność dróg oddechowych przez zlepianie śluzówek czy czego tam. Tak ogólnie: udusisz się chuju zanim zdążysz powiedzieć "mama!". <jestem chora na katar>.
Jest mi bardzo dziwnie. Niby wszystko dobrze, nie chodzę do szkoły, nauczyciele niewiele mają przeciw; dostałam nawet mejla od pani od niemieckiego (ale ona jest wyjątkowo miła :]) i piszę takie gromkopierdne kalumnie bo chciałabym żeby ona napisała i już sama nie wiem co mi jest i o co chodzi.

sobota, 22 września 2012

Nie.

Byłam dziś chyba pierwszy raz w jej nowym miejscu. Gorączkowo poszukiwałam tabliczki identyfikującej; mgliste wspomnienia ówczesnej drogi wskazywały kierunek. Oczy wyszukiwały imienia oraz dwuczłonowego nazwiska obok dwóch dat ograniczających moment ustawicznego bicia serca zatrzymując się na chwilę, na określonej wysokości, aby błądzić dalej i aby wreszcie z wątpliwym poczuciem spełnienia odnaleźć ją, jakże teraz zmienioną. Coś się wtedy we mnie zapadło. Choć poszłam do niej bezinteresownie i z własnej woli, czułam... sama nie wiem. Może po prostu nie chciałabym aby kiedykolwiek doszło do tak ogromnego kontrastu między nami? Między ciałem zstygłym w bezruchu, a tym wypełniającym się ciepłą krwią (ułomną, z niedoborem żelaza). Mam nadal fotografie w googlach, wspomnienia przyćmione emocjami i porażająca świadomość, że jej nie ma nie tylko tam, razem z nimi, lecz że nie ma jej w ogóle, nigdzie jej nie ma. Widziałam lawendę, którą tak lubiła, przemyślaną kompozycję kwiatów i świec ustawionych z miłością dla Miłości. Wiem, że ja będę zaniedbana, że przykrywać mnie będą zeschłe liście i znicze postawione z litości przez harcerzy (okryci przerażającym optymizmem bedą przemierzać złoty krajobraz przeszyty chłodem istnienia). Wydawała mi się tak niewinnie skrzywdzona, moja biedna. A tak na prawdę to tylko ja cierpię skrycie, wszyscy ci, którzy potrafili otworzyć się już dawno wyrzucili z siebie pustkę pełną żalu. Ja pozostanę zamknięta, będę tkwiła w uczuciach delikatnych jak pajęcza nić.
Do tego dochodzi bolesne poczucie obcości, dalekości bliskiej mi. Przygnębiająca wiedza, że zawsze pozostanie nieosiągalna, że nigdy nie będzie chciała chcieć ode mnie czegoś... więcej.

Nigdy nie zawierzaj anemikowi. Zwłaszcza gdy toczy się o Kościół.

Czasem jest tak, że mam niepohamowany natłok wielopiętrowych myśli i przemyśleń. I nie mogę spać. Zresztą i tak nie spałabym, bo jest tyle rzeczy do zrobienia, tyle książek do przeczytania, tyle wierszy do zinterpretowania, tyle całek, całeczek moich najukochańszych na których myśl któryś z moich układów odpowiedzialny za wydzielanie endorfiny wydziela endorfinę bo cóż innego mógłby wydzielić układ odpowiedzialny za wydzielanie endorfiny?!
A więc przypominam sobie pełną poświęcenia minę koleżanki- odważnie wyznającą swoją wiarę, a raczej głośno deklarującą swoją przynależność do kk (to taka sekta, tyle że jakby legalna) z czego to nic nie wynika- która wyrażała gotowość na śmierć przez ukamienowanie/uduszenie/sprytną truciznę (no co, piła wtedy herbatę) zadane przez pogankę tudzież ateistkę tudzież agnostyka teistkę ale wszystko to jedna i ta sama herezja wymierzona przeciwko najświętszej wierze Kościoła jedynego, powszechnego blabla. Nic jej się nie stało, ale stracha miała potężnego. Cóż, nie taki agnostyk teista straszny jak go malują, huh?
Przypominam sobie zagorzałą świadkową Jehowy z oburzeniem dementującą mój gniewny postulat tyczący się bezimieniowości Boga jako takiego. Nazywać Boga... Hah, nie ma w religiach niczego śmieszniejszego nad ten pomysł! Nazywać Boga, określać go dogmatami jest rezolutnym kłamstwem które ma przybliżyć Stwórcę, lecz w rzeczywistości Go nam oddala, ponieważ każdy dogmat stworzony ludzkim umysłem, jakże ograniczonym ( o czym wielcy teologowie nieustannie przypominają, jednak ludzie w ludzkiej pysze zapominają ale Bozia wybaczy, Bozia kocha), chybia, nie oddaje Jego pełni. Jakże więc można twierdzić jednocześnie o ułomności ludzkiej kondycji i starać się tym zidiociałym umysłem oddać Nieskończonego? Nazywać Boga ludzką plugawą mową... równie dobrze można nazwać białe czarnym. Powodzenia, chrześcijanie. Starajcie się dalej uczłowieczać Boga!
Przypominam sobie dzisiejszą sztuczną rozmowę z dwulicowymi kretynkami z Bronka. Serio, są tam, owszem, osoby inteligentne które łapią sarkazm lecz jest ich tak mało... a właściwie to tylko M. Ale ta emołszynal Klaudia to... Mówię jej i jej koleżankom, że jestem z TEJ szkoły nie licząc na szacunek czy zrozumienie, a  one dalej się pytają z jakiej? Nauczycielu, z jakiej szkoły jesteś (błąd celowy, rozmawiałam z ludźmi inteligentnymi wcale)? Nietzscheańskiej kurwa! Zauważyłam oczywiście krzyże na ich szyjach oraz groźny błysk pod tytułem "sczeźniesz na Sądzie Ostatecznym, dziwko". Taka właśnie miłość chrześcijańska? Wyzywanie od ćpunów? Ja na prawdę dziękuję, dam sobie radę bez wszechogarniającej hipokryzji kościołów, którzy oszukują sami siebie- chcą koniecznie ukazać, że mają rację, nazywają ateistów (oraz agnostyków, którzy choć wierzą dostają tak samo jak ateiści) ludźmi nie takiej wyobraźni co trzeba, że ograniczeni. Co zabawne ateiści używają takich samych argumentów wobec wierzących- mówią że ograniczeni, że wyobraźnia niewystarczająca. To aż śmieszne, ta antynomia.
Powinniśmy porzucić pytanie o istnienie Boga. Jakiż jego cel? Żaden- wierzącemu nie potrzebny, niewierny i tak nie uwierzy. Istnieje natomiast zbyt wielkie ryzyko popełnienia błędu; tym bardziej, że nie ma szans na udowodnienie (nie)istnieniowości Bytu apriorycznie. Skoro nie można dowieść słuszności lub błędności istnieje szansa, że tkwić będziemy w błędnych założeniach przez całe swoje życie. Porzućmy więc pytanie bezcelowe, na które nie ma możliwości udzielenia odpowiedzi poprawnej przed poznaniem pośmiertnym, że tak to ujmę! Kochajmy Boga który (jeśli jest) jest (z) nami dzięki nieśmiertelnej duszy. Nie widzę tu jednak miejsca dla kościoła. Nigdy nie dajcie sobą manipulować! Przemyślcie wszystko po stokroć zanim postanowicie uznać filozofię za swoją. Nie pozwólcie aby ktokolwiek objaśniał wam pisma!

wtorek, 18 września 2012

Pytania zadawane sobie

Pytania zadawane sobie
Wisława Szymborska 

Co treścią jest uśmiechu 
i podania ręki? 
Czy nigdy w powitaniach 
nie jesteś daleka, 
tak jak bywa daleki 
człowiek od człowieka, 
gdy wyda sąd niechętny 
pierwszego wejrzenia? 
Czy każdą dolę ludzką 
otwierasz jak książkę, 
nie w czcionce, 
nie w jej kroju 
szukając wzruszenia? 
Czy na pewno, czy wszytko 
odczytujesz z ludzi? 
Wymijające słowo 
dałaś w odpowiedzi, 
pstry żart w miejsce szczerości - 
jak obliczysz straty? 
Nieziszczone przyjaźnie, 
lodowate światy. 
Czy wiesz, że przyjaźń trzeba 
współtworzyć jak miłość? 
Ktoś w tym surowym trudzie 
nie dotrzymał kroku. 
A czy w błędach przyjaciół 
twej winy nie było? 
Ktoś żalił się i radził. 
Ile łez obeschło, 
zanim przyszłaś na pomoc? 
Współodpowiedzialna 
za szczęście tysiącleci - 
czy nie lekceważysz 
pojedynczej minuty 
łzy i skurczu twarzy? 
Czy nigdy nie wymijasz 
cudzego wysiłku? 
Stała szklanka na stole 
i nikt jej nie spostrzegł, 
aż dopiero gdy spadła 
nieuważnym potrącona ruchem. 
Czy w ludziach wobec ludzi 
wszystko jest najprostsze? 
Wisława Szymborska jest chyba jedyną poetką, której twórczości się boje. Jeśli chodzi o Leśmiana, Przybosia czy Baczyńskiego- bardzo chętnie, odniosę się jakoś do ich słów. Do Szymborskiej? Zapomnij! Zbyt wielki szacunek chyba do jej twórczości.

poniedziałek, 17 września 2012

Nie masz teraz prawdziwej przyjaźni na świecie... Ale przynajmniej kawa dobra; książka wciągająca i nawet przestaję przejmować się nimi ;) 

niedziela, 16 września 2012

Mój Boże (wbrew pozorom ja wierzę, jednak idea wspólnego Boga, który ma spoglądać na nas jednostkowo mnie niezbyt ujmuje). A więc mój Boże. Jak mam ugryźć osobę bez uczuć? Dlaczego mój brat, gdy mówię do niego jakoś czulej, zdrobniale: Michałku, Misiu na przykład, dlaczego on bluzga wtedy właśnie szczególnie silnie? Dlaczego rodziców niepokoi tylko moje dzikie "kurwa mać" gdy ktoś wejdzie niespodziewanie (i bez pukania!) do mojego pokoju podczas gdy zdają się nie dostrzegać tego, że Michał wyżywa się na młodszych braciach? Ja nie mam siły, po prostu pragnę odejść. Chcę aby ktoś wreszcie zauważył, że ja wbrew masce perfekcjonalistki którą zwykłam nosić, mam coś zwanego szerzej uczuciami.

sobota, 15 września 2012

September (i od razu mądrzej, sympatyczniej i przyjaźniej)

Wrzesień nieświadomie mija. Zatrzymałam się gdzieś w pierwszym tygodniu, a teraz zatracam się w mi jedynie znanym, dla mnie tylko zrozumiałym letargu. Przez warstwę dzikiego osłupienia, po upływie znacznego czasu docierają do mnie szczątkowe bodźce, którym przez pryzmat doświadczeń i z ogromną rezerwą przyglądam się. Gobliny chcą mnie wywalić ze stancji. Przejmuję się? Nie, choć sytuacja jest chora. Wychodzi na to, że moja matka musi dzwonić, aby powiedzieć mi prosto w ucho, że jestem niewłaściwą córką/lokatorką i że wstydzi się za mnie. Wyjątkowo dobrze dobrała słowa- tylko ona się wstydzi, mi jest obojętne czy mieszkam u Goblinów czy pod mostem, chociaż pod mostem nikt nie marudziłby mi, że zjadłam za mało, bo tylko 70 dań. Zresztą ja naprawdę nie widzę w swoim postępowaniu niczego złego. Staram się być jakby mnie nie było- czytam książki, rozwiązuję zadanka, oglądam filmy, piszę artykuły, zdarza mi się nawet spać. I dlaczego te chore gobliny czepiają się mnie? Ostatnio Gryfek dzwonił do mamy bo nie chciałam zjeść torta. I żeby był to tort dla uczczenia jakiejś okazji... Nie, gobliny lubią torty, torty robi się szybko (wystarczy upiec biszkopt, potem się go przekraja, smaruje się wewnątrz dżemem a na zewnątrz kremem i już! Tort gotowy!) i są w stosunkowo niskiej cenie, więc produkują torty niemalże masowo, a co się będą! I jeszcze wychodziłam do szkoły, spóźniona jak zwykle, a ta nagle pokazuje mi jakiegoś kwiatka, co to rozkwitnął wyjątkowo ślicznie, co to takiego nigdy w życiu nie widziałam i nigdy już nie zobaczę (to ostatnie zabrzmiało niczym ponury żart tudzież groźba). Ponadto znalazłam całkiem miłą stancję, niewiele droższą, w pobliżu szkoły, a co za tym idzie, dworca. I co na to rodzice? Wykluczone, internat. A ten szowinista pysznym tonem mówi o pokorze. Ja pierdole. I że to niby będę traktować tę panią tak samo jak Goblinów. Tylko umówmy się, że nie każdy będzie wymagać ode mnie niewiadomo jak rozległych wywodów na temat grzybów zbieranych przez babcię czy nowej książki kucharskiej, którą poleca Ewa z Ewa gotuje. A gobliny to sami sobie zasłużyli! Ileż to razy słyszałam (nie żebym siliła się zbytnio na słyszenie, robiłam lekcje spokojnie w pokoju) jak to rozmawiali o mnie, o tym ile zjadłam i o tym o której poszłam spać i o tym o której wróciłam, a o której wróciłam tydzień temu.
Rodzice organizują na dole dziką imprezę i żądają mojej gitary Matematyko, co się dzieje z tym światem?

piątek, 31 sierpnia 2012

all beauty's destroyed,

Mimo kontrowersyjnego statusu na gadu-gadu nikt nie pisze, telefon milczy, ogółem: żadnych ludzi. Przecież tego chciałam? No nic, w poniedziałek do szkoły :3 A we wtorek polski, a w piątek fizysia, ale jak w tych klasach humanistycznych mało matematyki! 

Lie for you
Die for you
Beg for you
Bleed for you

wtorek, 28 sierpnia 2012

osiemnasty w życiu dwudziesty ósmy sierpnia

Mimo wszystko chciałabym zapomnieć o dzisiejszym dniu. Zbyt duży kontrast między życiem tętniącym życiem oraz tym dogorywającym w nas (a może tylko we mnie?). Przyznam, że niewątpliwe szczęście, które dać może oportunizm oraz pewien utajony konformizm jest dość kuszące, nawet jeśli odbywać się ono będzie ceną przekonań. Niezbyt są one wartościowe, skoro jestem gotowa porzucić je dla osoby, której jestem obojętna: bo przecież się nie widujemy na co dzień, bo przecież nie potrzebujemy siebie nawzajem i dlaczego to nadal trwa i dlaczego to nadal boli (mnie, tylko mnie, mogę być tego pewna)?
Jednak czy utrzymywanie kontaktu z mojej strony nie jest aby przesadzone, nie w porę oraz z założenia obłudne?

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

miłość- pokarm bogów?

Jeśli kochasz, nie musisz dodawać że kochasz "platonicznie", bo po co? Kochasz. Jeśli kochasz to tylko wtedy, gdy bezinteresownie będziesz wysłuciwał lamentów bliskiej osoby nawet gdy masz stertę papierów: na biurku, na dzisiaj, nawet jeśli zręcznie możecie się unikać bo dzieli was 60 kilometrów. Jeśli kochasz to tylko bezgranicznie i wszystko inne traci wtedy na znaczeniu.
To chyba ogólne cechy, jednak te najwspanialsze szczegóły tworzy obiekt miłosnych westchnień.

Kocham tyle już osób, a mimo to nikt nie chce stać się mi bliski.

Come to the dark side, we have cookies!

Wakacje kończą się dopiero wtedy, gdy poganiana obcymi oddechami z wykazem podręczników na rok szkolny któryś łamane na któryś silnie trzymanym w dłoniach zatracasz się w swojej desperacji w jednym z antykwariatów przeżywającym właśnie swoją letnio-jesienną wiosnę. A więc wakacje się skończyły. (Pod warunkiem że się wcześniej zaczęły. Umówmy się, że jednak się zaczęły- tak będzie estetyczniej). Nie przypominam sobie, abym upajała się swawolną wolnością. Moje myśli dobrowolnie oddawały się zadaniom najpilniejszym- zadaniom matematyki i fizyki, a wdzięczniej od zadanek z rana, o piątej, brzmi tylko jej imię- Fizyka <3.

Robię bilans rzeczy nadal mi potrzebnych na rok szkolny któryś łamane na któryś, nie jest tego dużo, a przedmioty te są tak popularne, że należałoby zakwestionować ich użyteczność.

Słusznym jest również pytanie "Co dalej?". A więc "Co dalej?". Ależ to pytanie podoba mi się zgoła niesamowicie, brzmi wdzięcznie, dźwięcznie, a nader wszystko daje mi przeczucie możliwości stanowienia o (o)sobie. Ach, gdybym tylko mogła być tym, o kim marzę... Ale mogę zostać szczęśliwą uczennicą klasy II M jak mizogin (lub matematyka) wyzwoloną spod cięzkiego jarzma historii i wos-u. Bo czym u diabła jest wos i jaki jest jego sens? Zwłaszcza dla osoby mniej społecznej niż wypadałoby, od polityki trzymającej się z dala (albo jeszcze dalej) i (o zgrozo!) nawet telewizji nieoglądającej?

Bo ja to mam książki, ksiązki są najwspanialsze, a filmowe adaptacje są do bani! Sensu filmowych adaptacji również nie rozumiem. Książki podają nam nierzeczywisty z założenia świat (książki historyczne nazywać się powinno podręcznikami, tam nie ma miejsca na wyobraźnię, podają same suche fakty) który film urzeczywistnia, ale to wcale nie jest dobre! To zabija wolność wyobraźni, zastepuje mojość na domorosłą reżyserskość. O nie, wcale mi się to nie podoba!

Ach, ten mój bełkotliwy ton wypowiedzi o drugiej w nocy (wiem, że godzina wyświetlana przy tytule jest nieco inna, ale zapewniam, że u mnie teraz jest druga minut siedemnaście).

I jest dwudziestego siódmego sierpnia, a nie jak wskazuje blogger- 26 sierpień. 

niedziela, 19 sierpnia 2012

Boleję nad moją ignorancją. Boleję nad białymi krostkami wywołanymi przez reakcję alergiczną. Tekst "chodź, poopalamy się" nadaje się na epitafium a nie na podryw. A teraz wapno i ascetyczny, lodowaty prysznic.

Skoro ona na to, że tęsknię zdziwiona odpowiedziała "znowu?" to... To ja się pouczę.
Tęsknię za szkołą.
I już koniec życia życiem w gimnazjum.
I już boję się tych profanów co to przyjdą do mojego liceum i będą je profanić.

Obsewując dzisiejsze miłości i miłostki (również te platoniczne) całkiem łatwo jest wysunąć rzetelne wnioski  dotyczące kondycji współczesnego człowieka- kocha przez chwilę, choć zarzeka się że na całe życie; znajduje szereg różnych wymówek aby tylko nie spotkać się z adresatem westchnień oraz (w przypadku nieplatonicznej miłości) obiektem zmazów nocnych, a gdy już się to dzieje myśli jak zakończyć niechciane spotkanie, a gdy już się ono skończy wysyła pustego smsa, że się niby martwi czy cała/cały dotarłam/dotarłem do domu. Czym jest dom, skoro tak chętnie wybywam z niego do świadomych i bezwstydnych hipokrytów? Czym jest prawda w tak zakłamanym świecie? Bo prawdą tego nie nazwiesz, choć jest to prawdziwe.
"Kartezjusz o eutanazji Już Kartezjusz zauważył, że człowiek proszący o śmierć z powodu cierpienia tak naprawdę prosi o pomoc w cierpieniu. Nawet samobójcy w takich wypadkach działają pod wpływem błędu w rozumowaniu

Pozytywnie o eutanazji Pozytywnie wyrażali się o eutanazji m.in. Monteskiusz, Diderot, J.J.Rousseau, Voltaire, Schopenhauer, Kant, Nietzche, Comte- wielu myślicieli lewicowych, liberalnych a także hitlerowcy."


ja pi****** k**** no w ****
oto, co się dzieje z filozofią gdy biorą się za nią katole
Boże, widzisz a nie grzmisz?!

sobota, 18 sierpnia 2012

na krzyż! na krzyż! na krzyż z heglizmem!

Heglizm stracił rację bytu dokładnie pierwszego września 1999 roku,  kiedy to utworzono gimnazja, a pierwsze gimbusiątka ochoczo ruszyły aby walczyć z podwalinami idealizmu niemieckiego.  Mówisz stary filozofie, że wszystko co rzeczywiste jest rozumne, a wszystko co jest rozumne jest rzeczywiste? To jak sklasyfikujesz mojego podobno-brata-Michała, tego parweniusza, tego którego imienia nie wolno wymawiać w mojej obecności nie narażając się jednocześnie na wieczne wygnanie? Przecież on jest rzeczywisty, kopci rzeczywiście, jak Bełchatów (że tak zarzucę z Dehnela), a dowodzi temu efemeryczny (i jak najbardziej rzeczywisty!) dymek unoszący się nad jego szowinistycznym łbem wypełnionym po brzegi wątpliwymi ideami kolektywizmu i dystrybucjonizmu. Ogólnie- Heglizm suck!

Znów wpisałam jej nazwisko do wyszukiwarki, jak gdyby mogła mi pokazać jej aktualny wygląd- wżerający się w maślane ciało, teraz doskonale widoczny, motyw vanitas w ryzach czasu.

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

zmienię świat

"Mniej więcej do trzeciego roku życia kochanie wszystkich zwierząt jest dla nas naturalne, niemal odruchowe. Gdy pewnego dnia na naszym talerzu ląduje kawałek mięsa, który już niczego nie udaje - nie wiemy, skąd się wziął. Nie byliśmy bowiem świadkami zabijania. Dowiadujemy się, że to kawałek cielaczka, świnki albo kurczaczka. Czy to znaczy, że to zwierzątko zostało zabite? ? pytamy. W odpowiedzi słyszymy, że wprawdzie kurczaczek, cielaczek albo świnka zostały zabite, ale to były inne świnki, cielaczki, kurczaczki - nie te znajome, które tak szczerze kochamy. Tak wygląda pierwsza lekcja podwójnej moralności, która potem pomaga nam wzniecać wojny i zabijać tych, których nie znamy". Wojciech Eichelberger
 

niedziela, 12 sierpnia 2012

Homofobs, homofobs everythere.

Cisną mi się na usta same niegodziwości, muszę panować. Jednak gdy pomyślę o tych radio-maryjnych bredniach, gdy pomyślę o bezmózgiej masie słuchającej radio-maryjnych bredni (ambiwalentne byłyby pisiorowskie brednie/powskie brednie/dopisz co uważasz za słuszne brednie) i entuzjastycznie wcielających jakiekolwiek brednie do swojego sposobu rozumienia świata. Gdy uświadomię sobie, że znakomita większość społeczeństwa, w którym przyszło mi żyć, nie jest w stanie stworzyć jakiegokolwiek światopoglądu w pełni świadomie w samotności, będąc takimi jakimi tworzą się wespół z otoczeniem (niestety, muszę uwzględnić te niebagatelne wpływy)- just like Lis z Serenady Mrożka: "To społeczeństwo uczyniło mnie tym, kim jestem". Obawiam się, że ich najzwyczajniej nie rozumiem, mój ograniczony umysł początkującej filozofki nie potrafi "ogarnąć" zawiłości ich wspaniałości a w kieszeni otwiera mi się scyzoryk bo mam iść do kościoła? dafaq?
Miało być o homofobach... A więc jak wszyscy -fobowie mają jakieś kompleksy, roją sobie idealny świat ludzi takich samych, ludzi nudnych, ludzi głosujących na PiS i to oni powinni się leczyć a nie schizofrenicy! Ot co! No.
Jeszcze zamawiam sobie Harrego Pottera po hiszpańsku c: I niedługo przyjdą nowe zbiory zadań z fizysi (<3) i w sumie żyje mi się całkiem nieźle, choć całki całkiem mi się znudziły.

sobota, 11 sierpnia 2012

no nie wiem 2

"Umiera się na wiele sposobów : z miłości, z tęsknoty, z rozpaczy (...). Umiera się nie po to by przestać żyć, lecz po to by żyć inaczej".

niedziela, 5 sierpnia 2012

no nie wiem

„Bóg? Jaki Bóg? Ojciec? Jaki ojciec? Ja sam ich sobie ustanowiłem. Oni z łaski mojej, z mojej woli! Po cóż klękać przed nimi? Dlaczego nie klęknąć przed sobą, sobą, sobą, jedynym źródłem prawa mojego?” Witold Gombrowicz
Ja to lubię mój cynizm. I nienawidzenie metroseksualnych kolegów, co to tacy pełni empatii, błyszczyków, bo o usta trzeba bać nawet bardziej niż o dziewczynę/chłopaka oraz kremów przeciwzmarszczkowych- bo na zimne trzeba dmuchać!

środa, 1 sierpnia 2012

Bezużyteczne dni

Czuję, że  całkiem niedawno przekroczyłam którąś z tych linii niebezpiecznego przeskoku między dwiema skrajnościami.  Że już wyczerpałam pewien limit, że go nadużyłam, a teraz już za linią w świecie mniej przychylnym przychodzi mi wyrównać rachunek (okropne określenie, u mnie mnóstwo okropnych określeń!) Czuję, że  muszę wejść w tę dziurę ambiwalentną dla uczucia pustki, jednak znacznie silniej złożoną oraz nieco bliską,  której przyglądałam się od jakiegoś czasu,  będącą moim odbiciem w miedzianym lustrze. I ciężko mi się przyznać, lecz przewidziałam to spadanie Roguckiego (do Magika jest mi daleko) które napawa mnie lękiem, odczuciem nieobecności i wyobcowania. Boję się, że potrafię zostawiać tylko na moment, tylko efemerycznie muśnięte powietrze: szybki wdech i uboższy wydech, że nic więcej nie potrafię. Nie umiem nawet złościć się,  a w honorowym honorze biorę odpowiedzialność za cudze skrzywdzenia kogoś, cudze błędy na, ogólną cudzą cudzość w. Pozwalam aby inni tworzyli moją twarz, czuję czuję jak ich słowa podobne  drapieżnym ptakom wyłuskują ze mnie mnie. Powoli zanikam stając się drapieżnym ptakiem czyniącym bliźnim wyłuskiwanie, bo dlaczego nie? W końcu ja również zostałam skrzywdzona? (wszędzie pełno fatalizmu) i opuszczona w urojeniach, które, właściwie rzecz biorąc, nigdy nie miały odbiorcy i nie było możliwości opuszczenia ich przez kogokolwiek. Ale czy teraz jest? Czy był jakiś przełom? Czy to wszystko mi się śni?

piątek, 27 lipca 2012

przemyślenia prosto z mcdonalds

Słucham feela bo muszę się odmóżdżyć. Czy można żyć samymi całkami, wierszami i jazzem? No więc nie, dlatego postanowiłam wrócić do życia i wziąć je takie, jakim jest dlatego uświadomiłam sobie, że cały mój świat zbuntował się przeciw mnie i postanowił przestać być dla mnie całym moim światem. Trudno. Przecież nie jestem tchórzem i nie ucieknę z tego więzienia. Moje myśli krążą na zmianę wokół tych samych tematów, które powracają niczym szum morza podczas przypływu.
Raczej żałuję, że oderwałam się na ten moment od stabilnego świata burzliwych całek, wierszy i jazzu. Wolę beznamiętnie oddawać się całkom, wierszom i jazzowi. Całki, wiersze i jazz nie krzywdzą! Taaa... I jeszcze dodam groteskę, przecież mam napisać o niej pracę, już nawet zaczęłam i chociaż wiem, że po ostatecznych poprawkach ze wstępu który teraz proponuję nie pozostanie nawet zadanie na zdaniu ani sylaba obok sylaby. W końcu będę tak zmęczona tematem groteski, że na samą myśl o niej dostawać będę niespotykanie mocnych palpitacji.


Zmierzch, za chwilkę już koniec. Nadaję ci imię Didymos,
bo jesteś bratem bliźnim mojej krwi. Po pierwszych ścieżkach
snu przychodzisz, wystarczy zamknąć oczy, napisać pierwsze
słowo. To ty tu jesteś by mnie kusić.

Opowiem ci całe życie, wybieraj: po lewej to, co ciemne,
po prawej to, co czarne. I w nocy wciąż mnie budzi ten zegar, 
którego dawno nie ma, gdy bije na zimowy czas.

I jakoś wierzę ci, taki jest nasz zakład: dwa kieliszki wódki,
a kto przejdzie tę ścianę, bierze całą resztę- pożółkłe zdjęcia,
nie wysłane listy, włosy w kopercie, zanim rozpadną się

Spisujemy krwią, jakby litery żyły z dala od światła, chciwie
w oczekiwaniu na słabości, nieostrożności, sen.

Tomasz Różycki, Magia.

Zaczytuję się ostatnio w Tomaszu Różyckim, ten wiersz urzekł mnie niesamowicie i zaraz macnę interpretację, a co! 
Zastanawiam się, co musi czuć człowiek, w którego myśli wdziera się brutalnie jakaś uczennica jakiegoś liceum, gdzieś na Pomorzu. I ta uczennica myśli, że zna go na tyle dobrze, że może interpretować, a więc w pewien sposób przywłaszczać, czynić wiersz wspólnym, a przecież oni nie są spójni, oni się nie znają. Znaczy on jej nie zna, a jej roi się, że go mimo wszystko zna. Dziwne.

sobota, 21 lipca 2012

pseudoćpun, pseudoćpun, taka szkoła!

Drugi dzień samo wyżywiania, wyglądam i czuję się (ale głównie to wyglądam) jak ćpunka z prawdziwego zdarzenia. Od zupy mlecznej na obiad, śniadanie i kolację schudłam 2 kilo, zapadły mi się oczy okrążone głębokimi, fioletowymi nieco worami, powodowanymi brakiem snu. W ferworze pracy, w szale twórczym piszę interpretację za interpretacją, wyznaczam całki nieoznaczone w pamięci, do oznaczonych potrzebuję kartek. Wielu kartek, bo mających wystarczyć na wyznaczenie wielu całek. Licząc, czuję, że robię to również dla niej, interpretując czuję, że zrobiłoby to na niej duże wrażenie. Wiem, że moja przygoda z humanistyką skończy się na wydaniu książki ze zbiorem minipowieści, lecz myślę, że moim prawdziwym przeznaczeniem jest fizyka, która ostatnio intryguje mnie coraz bardziej. Tak jak D. cholera, dzieje się nieuniknione, czego wolałabym unikać- blogas nabiera znamion intymnych, tych które wolałabym zachować dla siebie, jednak z drugiej strony piszę przecież o sobie, a on, oni są już częścią mnie.
Te zdania tracą nadrealną część, która była nieodłącznym dodatkiem który znajdował swe miejsce całkiem naturalnie i zupełnie bezwiednie. Pseudoćpuństwo? Pójdę lepiej spać, zamiast pisać jak nastolatka jarająca się pierwszym truskawkowym piwem wypitym po kryjomu, w krzakach.

wtorek, 17 lipca 2012

emołszynal, jestem emołszynal

Kolejny wieczór po dniu wżerającej się w maślane ciało tęsknoty. Piosenki przepełnione po brzegi bólem połączonym z pragnieniem bliskości. Po raz kolejny myślę o Nich- wciąż żyjących i już mniej. Gdzie ona jest? Moja cyniczna osobowość wciąż podpowiada, że teraz staje się gnijącym błotem, że duszy nie ma, że transcendencja jest posrana, na cóż chcieć więcej na niezbadanych płaszczyznach? Po co pragnąć? Zamknąć się, zamknąć zupełnie tak, aby nie docierały nawet promienie słońca. Teraz rozumiem, że unikałam ponurych aspektów życia, że bałam się psychicznego cierpienia, które przecież wypełnia mnie od ponad roku. Już teraz wiem, nie ma wyboru, chyba że między kardynalnymi ścieżkami: mogę zaakceptować życie takim, jakim jest ono albo opuścić więzienie, skryć się w nicości i pozwolić wijom przechodzić między moimi dawnymi oczodołami.
Dziś myślami powróciłam również do szkół. Nie wiem dlaczego to zrobiłam. Jakbym miała zbyt mało do myślenia?
Sama wypijam cykutę rozcieńczoną tak silnie, że nawet mnie nie uśpiłaby. Sama stwarzam własną pustelnię, którą ozdabiam zdjęciami abym czasem nie zapomniała o tym, czego wolałabym już nie pamiętać.

poniedziałek, 16 lipca 2012

cierpienia małej panienki

Sto tysięcy jednakowych miast cichutko kwili, tak mi dobrze. Zastanawiam się nad tymi entuzjastycznymi myślami, które tak chętnie stwarzam. Nie jestem pewna, czy chcę ingerować tak silnie w czyjeś życie. Boję się tego- że skrzywdzę, że zranię, że unieszczęśliwię. Więzi międzyludzkie są dla mnie przede wszystkim ogromną odpowiedzialnością, na którą chyba niezbyt jestem gotowa. Zatracam się w mojej intymnej niespołeczności, stwarzam charaktery ludziom, których nie znam i dlatego nie obchodzi mnie, że moja działalność może okazać się krzywdzącą, destrukcyjną, bo... ich nie znam właśnie. Nie dotyczą mnie w bezpośredni sposób, chociaż nad pośrednim może bym się zastanowiła... Nie wolno mi zapominać, że nie jestem sama na tym łez padole, chociaż wizja jedynego człowieka- mnie jest dość kusząca. Uniknęłabym w ten sposób cierpienia. Nie zaznałbym też uczucia uznania, satysfakcji itp. itd. ale wszystko ma swoją cenę, prawda? Ludzie mając tyle możliwości rozwoju zatracają się w swej destrukcyjnej mocy i to mnie przeraża. Zawsze, kiedy przeszywam ich butelkowymi oczyma, gdzieś, nawet nie na dnie, dostrzegam błysk wrogości. Ten błysk zabija moją ciekawość, każe mi się ukrywać razem z moją pierdoloną ciekawością. Gdybym tylko mogła ją porzucić. Lecz równie dobrze sprzedałabym moją tożsamość, i stałabym się podobna im- ludziom, którzy ranią.
Zdarzają się jednak osoby... Znam takie trzy, a raczej dwie i pół. Ale o wiele lepie jest utyskiwać na tych zabijających, raniących...

polityka? nie, dziękuję

Żyjemy w świecie, w którym za szczyt patriotyzmu uchodzi znajomość hymnu narodowego oraz wbijanie go w pamięć młodocianych. A gdzie miłość? Do kraju, do języka ojczystego?! Pierdolą o swoim patriotyzmie mówiąc, że "Włanczają" radio i  słuchają, a potem narzekają jaka to ojczyzna zła, Tusk niedobry i wszystko jest przeciwko nam, niegodziwe, przekupne, etc. etc. a w Anglii czy Niemczech to tak dobrze jest... to dla mnie okropnie bolesne, bo samo bolesne to stanowczo za mało. Moi drodzy patrioci! Patriotyzm objawia się głównie miłością! Miłość ze swojej definicji jest bezwarunkowa, ponadczasowa etc. etc. Znajomość hymnu np. w Stanach Zjednoczonych jest obowiązkowa, dlaczego nie porównywać Polski do Stanów? Chyba wolę już nieświadomie dekadenckie żarty o polskich drogach czy "knurach na Wiejskiej" na których sami głosują, nota bene. Nie mówię, że w Polsce jest tak dobrze jakbym sobie tego życzyła, nie mówię, że jestem patriotką, lecz do cholery! Jak można kreować się na taką ofiarę losu, że Ojczyzna jest niewdzięczna, że Ojczyzna nas nie kocha i trzeba uciekać na emigrację, na Wschód lub na Zachód za chlebem, za wódką, za pomarańczami i jeansami. Powodzenia. Boję się świata tak wypranego z wyższych uczuć. Boję się ludzi, którzy podobno są jedynymi ze zwierząt, które coś czują. Mogę tylko nie uczestniczyć w ich życiu i być ponad. Nie angażować się, pisać w spokoju, unikać destrukcyjnego wzburzenia, unikać pierdolonej polityki od której krew mnie zalewa (tak, Tusk jest zły, ale Kaczyński wcale nie jest lepszy- ogólnie rzecz biorąc).

poniedziałek, 9 lipca 2012

happiness?

Recently I've been felt something which I used know very well, but... It's incomparable stronger and durable, I belive that. My heart is pounding every time when I see him. I started awake with charming grin every day. Even fucking swallows aren't disturbing. I've been fallen in love again?

środa, 20 czerwca 2012

Nadrealny czerwiec

Oniryczny, choć  niekoniecznie senny czerwiec mija mi w nadrealnosci swej sielsko, błogo, laicko, dyletancko... Czyli tak, jak najbardziej nie-lubię.
Spuchnięty czereśniami czerwiec, ma w sobie coś z tych "niespokojnych snów na chwilkę przed brzaskiem dnia, kiedy to pierwsze, wylęknione promienie słoneczne padają na odsłoniętą biel skóry, a serce, zamarłe na moment, cofa się w mroki kryjące się wciąż żywe w kątach pokoju."
W tym oślepiająco słonecznym czerwcu odnajduję również delikatnie pulsująca...
Miałam napisać coś a jak zwykle skończyło się fejsem!

środa, 13 czerwca 2012

fgcxfvb

Jestem jehowa, najpierw jem potem chowam, nie obchodze urodzin (ani wlasnych ani tym bardziej cudzych) i nie mam telewizora.

poniedziałek, 11 czerwca 2012

wstanie wstawania codziennego.

jestem zupelnie niewstanie do czegokolwiek. nawet koncowkowanie  idzie mi wstanie miernym. spie po 3-4 godziny dziennie, nauka pochlania mnie zupelnie. i tylko czasem tesknie. to trwalo (w)[stan](ie)[owczo] {wilczo} zbyt dlugo. czytajac moje notatki z dziennika emocji, czytajac moje tutejsze posty jestem wstanie zazenowania i silnej depresji wlasna bezsilnoscia i stanowoscia.

komoda z szufladkami

W mojej wielostronnej szufladzie-powieści umieściłabym masochistycznie fotografie. Te tylko przesiąknięte na wskroś empiryzmem i Nią.
Na tym zakończę dwu i pół zdaniową wypowiedź o imponującej powieści.

poniedziałek, 28 maja 2012

Gdy rozum śpi budzą się potwory

Och, jakże zazdroszczę tym niezliczonym rzeszom chrześcijan, którzy z dogmatami zamiast mózgu potrafią cieszyć się śpiewem słowika czy tęczą- odwiecznym znakiem przymierza bosko- ludzkiego. Niczego nie kalkulują na chłodno ani tym bardziej na ciepło. Po prostu dają ponieść się uczuciu którym w tym wypadku jest wiara. Jednak później obrażają swojego Boga wiarołomstwem. Tym, że najpierw przysięgają sobie na Wszechmocnego wierność, uczciwość etc. etc. a po kilku latach mniej lub bardziej owocnego w dzieci związku nie potrafią dać sobie (ani o zgrozo- dzieciom!) nawet tego pieprzonego szacunku. Miłość dotkliwie zastępuje poczucie niespełnienia i ogólnego niesmaku, a całość usprawiedliwiają przypadkowymi strzępami Ewangelii...
Nieważne. Wracam do Woleńskiego i jego gniewnej publikacji na żywy temat, którym jest (nie)wiara.
A w powietrzu eteryczny Debussy :3

sobota, 19 maja 2012

Zbieram się na porządny felieton, ale to dopiero gdy przeminie owocny we wszelkie formy sprawdzania wiedzy maj.  I gdy uporządkuję zniszczone emocje.

Jak cień tym dłuższy, gdy padnie z daleka,
Tym szerzej koło żałobne roztoczy, -
Tak moja postać, im dalej ucieka,
Tym grubszym kirem twą pamięć pomroczy.
Mickiewicz

czwartek, 10 maja 2012

nić Ariadny

Wyznaczałaś mi bezpieczne ścieżki, którym później bezwiednie się oddawałam. Były mi diabelsko bliskie i dlatego nie potrafię zerwać z przeszłością. Po co, skoro wtedy było mi... dobrze. Podążam wyświechtanym labiryntem stworzonym przez Twoją myśl i ani myślę przestać. Łudzę się że na końcu zamiast doskwierającej pustki spotkam Ciebie. Pozostały mi już tylko złudzenia i iluzje rzeczywistości.

noc, strach i anemia

Godzinami obserwuję miejsca naznaczone Twoja lekkomyślną obecnością. Gapię się na wystawy ledwie muśnięte którymś z Twoich błądzących i obojętnych na wszystko spojrzeń. Wyłapuję Twój teraz przemyty, zszargany wiatrem i wygasły  już od dawna zapach. Doszukuję się w nich, w Twoich obecnościach, zawiłego algorytmu, który- przysięgam- wyznacza czas wszelkiemu życiu.  I choć obie czujemy to samo nie potrafimy znaleźć w sobie ukojenia podrażnionych uczuć. Wszechogarniająca noc. Noc burząca moje poczucie bezpieczeństwa, o ile coś takiego we współczesnym zwariowanym świecie ma w ogóle szansę istnienia. Noc niewiedzy przepełniona goryczą oraz cierpieniem na brak znaków i słów. Noc kontrolowanego strachu tłumionego jedynie przez pewność niepewności oraz bliskość odległości.
Jestem spragniona Twojego suchego uścisku. Chcę wreszcie empirycznie doświadczyć Twej nieskończoności.

niedziela, 6 maja 2012

fvhjkg,gf

Rozmawiałam dziś z trzema osobami! Chyba ponownie staję się społeczna!




LOL

jestem psycholem, Dante może być ze mnie dumny

Kiedyś otworzę sobie żyły i będę patrzyła jak ciepła woda nabiera różanego koloru. Mam nadzieję, że nie nawiązuje to zbyt silnie do zmieszhu. No wiecie, ostatnio krew stała się niezwykle modna a przez to niezmiernie zwodnicza, lecz nie zawsze musi oznaczać menstruacji czy wampirów. Czasem to zwykła anemia na przykład albo sepsa albo no nie wiem... wykrwawienie się też jest dobre w sumie i komponuje się z pierwszym zdaniem, które to,  poddane kilku klinicznym poprawkom idealne nadawać się będzie na moje epitafium i to głównie dlatego nie powinno kojarzyć mi się z kompromitującą całą ludzkość tandetą jaką jest ta superśmieszna superprodukcja z Pattinsonem w roli głównej. (odsyłam Was do "Zaćmienia" kogośtam, nie pamiętam autora jak zwykle ale to nieistotne! Opisane tam wampiry są prawdziwymi wegetarianami i jedzą keczup, który by the way tadamtadam jest dżemem skoro pomidory są owocami) Nie myślcie też, że to właśnie przez niewiemco chciałabym popełnić ostateczność, dzięki której znalazłabym się w siódmym kręgu opisanym przez Dantego. Czasami po prostu chcę zrezygnować i opuścić to więzienie. Jest to raczej żałosne, ta cała chorobliwa fascynacja śmiercią, o ile mogę zagrać w ten sposób słowami. Bo to nie śmierć jest chorobliwa, a życie.
Właściwie o jakiej ja ostateczności mówię? Nie mam psychologicznych predyspozycji do popełnienia samobójstwa, nawet jeśli moja ogólna sytuacja prezentuje się tak żałośnie jak teraz.

niedziela, 29 kwietnia 2012

matowe niebo

Obraźliwy fetor razi moje czułe powonienie i doprowadza schorowane oczy do krwawienia czystym kwasem solnym. W mojej głowie pachnie (kurde, że też nie przychodzi mi jakieś inne, bardziej pejoratywne określenie niż "pachnie") zgnilizną od ładnych paru dni.
Zaraz podobno mam iść do kościoła od zawsze pobudzającego moją wyobraźnię i wskazującego ograniczonemu umysłowi schizofrenika granice absurdu, które później były tak spektakularnie łamane i przesuwane o kolejnych kilkaset lat świetlnych.
Bez wątpienia mam przed sobą (ty)dzień bogaty w urojenia.