sobota, 22 września 2012

Nigdy nie zawierzaj anemikowi. Zwłaszcza gdy toczy się o Kościół.

Czasem jest tak, że mam niepohamowany natłok wielopiętrowych myśli i przemyśleń. I nie mogę spać. Zresztą i tak nie spałabym, bo jest tyle rzeczy do zrobienia, tyle książek do przeczytania, tyle wierszy do zinterpretowania, tyle całek, całeczek moich najukochańszych na których myśl któryś z moich układów odpowiedzialny za wydzielanie endorfiny wydziela endorfinę bo cóż innego mógłby wydzielić układ odpowiedzialny za wydzielanie endorfiny?!
A więc przypominam sobie pełną poświęcenia minę koleżanki- odważnie wyznającą swoją wiarę, a raczej głośno deklarującą swoją przynależność do kk (to taka sekta, tyle że jakby legalna) z czego to nic nie wynika- która wyrażała gotowość na śmierć przez ukamienowanie/uduszenie/sprytną truciznę (no co, piła wtedy herbatę) zadane przez pogankę tudzież ateistkę tudzież agnostyka teistkę ale wszystko to jedna i ta sama herezja wymierzona przeciwko najświętszej wierze Kościoła jedynego, powszechnego blabla. Nic jej się nie stało, ale stracha miała potężnego. Cóż, nie taki agnostyk teista straszny jak go malują, huh?
Przypominam sobie zagorzałą świadkową Jehowy z oburzeniem dementującą mój gniewny postulat tyczący się bezimieniowości Boga jako takiego. Nazywać Boga... Hah, nie ma w religiach niczego śmieszniejszego nad ten pomysł! Nazywać Boga, określać go dogmatami jest rezolutnym kłamstwem które ma przybliżyć Stwórcę, lecz w rzeczywistości Go nam oddala, ponieważ każdy dogmat stworzony ludzkim umysłem, jakże ograniczonym ( o czym wielcy teologowie nieustannie przypominają, jednak ludzie w ludzkiej pysze zapominają ale Bozia wybaczy, Bozia kocha), chybia, nie oddaje Jego pełni. Jakże więc można twierdzić jednocześnie o ułomności ludzkiej kondycji i starać się tym zidiociałym umysłem oddać Nieskończonego? Nazywać Boga ludzką plugawą mową... równie dobrze można nazwać białe czarnym. Powodzenia, chrześcijanie. Starajcie się dalej uczłowieczać Boga!
Przypominam sobie dzisiejszą sztuczną rozmowę z dwulicowymi kretynkami z Bronka. Serio, są tam, owszem, osoby inteligentne które łapią sarkazm lecz jest ich tak mało... a właściwie to tylko M. Ale ta emołszynal Klaudia to... Mówię jej i jej koleżankom, że jestem z TEJ szkoły nie licząc na szacunek czy zrozumienie, a  one dalej się pytają z jakiej? Nauczycielu, z jakiej szkoły jesteś (błąd celowy, rozmawiałam z ludźmi inteligentnymi wcale)? Nietzscheańskiej kurwa! Zauważyłam oczywiście krzyże na ich szyjach oraz groźny błysk pod tytułem "sczeźniesz na Sądzie Ostatecznym, dziwko". Taka właśnie miłość chrześcijańska? Wyzywanie od ćpunów? Ja na prawdę dziękuję, dam sobie radę bez wszechogarniającej hipokryzji kościołów, którzy oszukują sami siebie- chcą koniecznie ukazać, że mają rację, nazywają ateistów (oraz agnostyków, którzy choć wierzą dostają tak samo jak ateiści) ludźmi nie takiej wyobraźni co trzeba, że ograniczeni. Co zabawne ateiści używają takich samych argumentów wobec wierzących- mówią że ograniczeni, że wyobraźnia niewystarczająca. To aż śmieszne, ta antynomia.
Powinniśmy porzucić pytanie o istnienie Boga. Jakiż jego cel? Żaden- wierzącemu nie potrzebny, niewierny i tak nie uwierzy. Istnieje natomiast zbyt wielkie ryzyko popełnienia błędu; tym bardziej, że nie ma szans na udowodnienie (nie)istnieniowości Bytu apriorycznie. Skoro nie można dowieść słuszności lub błędności istnieje szansa, że tkwić będziemy w błędnych założeniach przez całe swoje życie. Porzućmy więc pytanie bezcelowe, na które nie ma możliwości udzielenia odpowiedzi poprawnej przed poznaniem pośmiertnym, że tak to ujmę! Kochajmy Boga który (jeśli jest) jest (z) nami dzięki nieśmiertelnej duszy. Nie widzę tu jednak miejsca dla kościoła. Nigdy nie dajcie sobą manipulować! Przemyślcie wszystko po stokroć zanim postanowicie uznać filozofię za swoją. Nie pozwólcie aby ktokolwiek objaśniał wam pisma!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz