sobota, 22 września 2012

Nie.

Byłam dziś chyba pierwszy raz w jej nowym miejscu. Gorączkowo poszukiwałam tabliczki identyfikującej; mgliste wspomnienia ówczesnej drogi wskazywały kierunek. Oczy wyszukiwały imienia oraz dwuczłonowego nazwiska obok dwóch dat ograniczających moment ustawicznego bicia serca zatrzymując się na chwilę, na określonej wysokości, aby błądzić dalej i aby wreszcie z wątpliwym poczuciem spełnienia odnaleźć ją, jakże teraz zmienioną. Coś się wtedy we mnie zapadło. Choć poszłam do niej bezinteresownie i z własnej woli, czułam... sama nie wiem. Może po prostu nie chciałabym aby kiedykolwiek doszło do tak ogromnego kontrastu między nami? Między ciałem zstygłym w bezruchu, a tym wypełniającym się ciepłą krwią (ułomną, z niedoborem żelaza). Mam nadal fotografie w googlach, wspomnienia przyćmione emocjami i porażająca świadomość, że jej nie ma nie tylko tam, razem z nimi, lecz że nie ma jej w ogóle, nigdzie jej nie ma. Widziałam lawendę, którą tak lubiła, przemyślaną kompozycję kwiatów i świec ustawionych z miłością dla Miłości. Wiem, że ja będę zaniedbana, że przykrywać mnie będą zeschłe liście i znicze postawione z litości przez harcerzy (okryci przerażającym optymizmem bedą przemierzać złoty krajobraz przeszyty chłodem istnienia). Wydawała mi się tak niewinnie skrzywdzona, moja biedna. A tak na prawdę to tylko ja cierpię skrycie, wszyscy ci, którzy potrafili otworzyć się już dawno wyrzucili z siebie pustkę pełną żalu. Ja pozostanę zamknięta, będę tkwiła w uczuciach delikatnych jak pajęcza nić.
Do tego dochodzi bolesne poczucie obcości, dalekości bliskiej mi. Przygnębiająca wiedza, że zawsze pozostanie nieosiągalna, że nigdy nie będzie chciała chcieć ode mnie czegoś... więcej.

Nigdy nie zawierzaj anemikowi. Zwłaszcza gdy toczy się o Kościół.

Czasem jest tak, że mam niepohamowany natłok wielopiętrowych myśli i przemyśleń. I nie mogę spać. Zresztą i tak nie spałabym, bo jest tyle rzeczy do zrobienia, tyle książek do przeczytania, tyle wierszy do zinterpretowania, tyle całek, całeczek moich najukochańszych na których myśl któryś z moich układów odpowiedzialny za wydzielanie endorfiny wydziela endorfinę bo cóż innego mógłby wydzielić układ odpowiedzialny za wydzielanie endorfiny?!
A więc przypominam sobie pełną poświęcenia minę koleżanki- odważnie wyznającą swoją wiarę, a raczej głośno deklarującą swoją przynależność do kk (to taka sekta, tyle że jakby legalna) z czego to nic nie wynika- która wyrażała gotowość na śmierć przez ukamienowanie/uduszenie/sprytną truciznę (no co, piła wtedy herbatę) zadane przez pogankę tudzież ateistkę tudzież agnostyka teistkę ale wszystko to jedna i ta sama herezja wymierzona przeciwko najświętszej wierze Kościoła jedynego, powszechnego blabla. Nic jej się nie stało, ale stracha miała potężnego. Cóż, nie taki agnostyk teista straszny jak go malują, huh?
Przypominam sobie zagorzałą świadkową Jehowy z oburzeniem dementującą mój gniewny postulat tyczący się bezimieniowości Boga jako takiego. Nazywać Boga... Hah, nie ma w religiach niczego śmieszniejszego nad ten pomysł! Nazywać Boga, określać go dogmatami jest rezolutnym kłamstwem które ma przybliżyć Stwórcę, lecz w rzeczywistości Go nam oddala, ponieważ każdy dogmat stworzony ludzkim umysłem, jakże ograniczonym ( o czym wielcy teologowie nieustannie przypominają, jednak ludzie w ludzkiej pysze zapominają ale Bozia wybaczy, Bozia kocha), chybia, nie oddaje Jego pełni. Jakże więc można twierdzić jednocześnie o ułomności ludzkiej kondycji i starać się tym zidiociałym umysłem oddać Nieskończonego? Nazywać Boga ludzką plugawą mową... równie dobrze można nazwać białe czarnym. Powodzenia, chrześcijanie. Starajcie się dalej uczłowieczać Boga!
Przypominam sobie dzisiejszą sztuczną rozmowę z dwulicowymi kretynkami z Bronka. Serio, są tam, owszem, osoby inteligentne które łapią sarkazm lecz jest ich tak mało... a właściwie to tylko M. Ale ta emołszynal Klaudia to... Mówię jej i jej koleżankom, że jestem z TEJ szkoły nie licząc na szacunek czy zrozumienie, a  one dalej się pytają z jakiej? Nauczycielu, z jakiej szkoły jesteś (błąd celowy, rozmawiałam z ludźmi inteligentnymi wcale)? Nietzscheańskiej kurwa! Zauważyłam oczywiście krzyże na ich szyjach oraz groźny błysk pod tytułem "sczeźniesz na Sądzie Ostatecznym, dziwko". Taka właśnie miłość chrześcijańska? Wyzywanie od ćpunów? Ja na prawdę dziękuję, dam sobie radę bez wszechogarniającej hipokryzji kościołów, którzy oszukują sami siebie- chcą koniecznie ukazać, że mają rację, nazywają ateistów (oraz agnostyków, którzy choć wierzą dostają tak samo jak ateiści) ludźmi nie takiej wyobraźni co trzeba, że ograniczeni. Co zabawne ateiści używają takich samych argumentów wobec wierzących- mówią że ograniczeni, że wyobraźnia niewystarczająca. To aż śmieszne, ta antynomia.
Powinniśmy porzucić pytanie o istnienie Boga. Jakiż jego cel? Żaden- wierzącemu nie potrzebny, niewierny i tak nie uwierzy. Istnieje natomiast zbyt wielkie ryzyko popełnienia błędu; tym bardziej, że nie ma szans na udowodnienie (nie)istnieniowości Bytu apriorycznie. Skoro nie można dowieść słuszności lub błędności istnieje szansa, że tkwić będziemy w błędnych założeniach przez całe swoje życie. Porzućmy więc pytanie bezcelowe, na które nie ma możliwości udzielenia odpowiedzi poprawnej przed poznaniem pośmiertnym, że tak to ujmę! Kochajmy Boga który (jeśli jest) jest (z) nami dzięki nieśmiertelnej duszy. Nie widzę tu jednak miejsca dla kościoła. Nigdy nie dajcie sobą manipulować! Przemyślcie wszystko po stokroć zanim postanowicie uznać filozofię za swoją. Nie pozwólcie aby ktokolwiek objaśniał wam pisma!

wtorek, 18 września 2012

Pytania zadawane sobie

Pytania zadawane sobie
Wisława Szymborska 

Co treścią jest uśmiechu 
i podania ręki? 
Czy nigdy w powitaniach 
nie jesteś daleka, 
tak jak bywa daleki 
człowiek od człowieka, 
gdy wyda sąd niechętny 
pierwszego wejrzenia? 
Czy każdą dolę ludzką 
otwierasz jak książkę, 
nie w czcionce, 
nie w jej kroju 
szukając wzruszenia? 
Czy na pewno, czy wszytko 
odczytujesz z ludzi? 
Wymijające słowo 
dałaś w odpowiedzi, 
pstry żart w miejsce szczerości - 
jak obliczysz straty? 
Nieziszczone przyjaźnie, 
lodowate światy. 
Czy wiesz, że przyjaźń trzeba 
współtworzyć jak miłość? 
Ktoś w tym surowym trudzie 
nie dotrzymał kroku. 
A czy w błędach przyjaciół 
twej winy nie było? 
Ktoś żalił się i radził. 
Ile łez obeschło, 
zanim przyszłaś na pomoc? 
Współodpowiedzialna 
za szczęście tysiącleci - 
czy nie lekceważysz 
pojedynczej minuty 
łzy i skurczu twarzy? 
Czy nigdy nie wymijasz 
cudzego wysiłku? 
Stała szklanka na stole 
i nikt jej nie spostrzegł, 
aż dopiero gdy spadła 
nieuważnym potrącona ruchem. 
Czy w ludziach wobec ludzi 
wszystko jest najprostsze? 
Wisława Szymborska jest chyba jedyną poetką, której twórczości się boje. Jeśli chodzi o Leśmiana, Przybosia czy Baczyńskiego- bardzo chętnie, odniosę się jakoś do ich słów. Do Szymborskiej? Zapomnij! Zbyt wielki szacunek chyba do jej twórczości.

poniedziałek, 17 września 2012

Nie masz teraz prawdziwej przyjaźni na świecie... Ale przynajmniej kawa dobra; książka wciągająca i nawet przestaję przejmować się nimi ;) 

niedziela, 16 września 2012

Mój Boże (wbrew pozorom ja wierzę, jednak idea wspólnego Boga, który ma spoglądać na nas jednostkowo mnie niezbyt ujmuje). A więc mój Boże. Jak mam ugryźć osobę bez uczuć? Dlaczego mój brat, gdy mówię do niego jakoś czulej, zdrobniale: Michałku, Misiu na przykład, dlaczego on bluzga wtedy właśnie szczególnie silnie? Dlaczego rodziców niepokoi tylko moje dzikie "kurwa mać" gdy ktoś wejdzie niespodziewanie (i bez pukania!) do mojego pokoju podczas gdy zdają się nie dostrzegać tego, że Michał wyżywa się na młodszych braciach? Ja nie mam siły, po prostu pragnę odejść. Chcę aby ktoś wreszcie zauważył, że ja wbrew masce perfekcjonalistki którą zwykłam nosić, mam coś zwanego szerzej uczuciami.

sobota, 15 września 2012

September (i od razu mądrzej, sympatyczniej i przyjaźniej)

Wrzesień nieświadomie mija. Zatrzymałam się gdzieś w pierwszym tygodniu, a teraz zatracam się w mi jedynie znanym, dla mnie tylko zrozumiałym letargu. Przez warstwę dzikiego osłupienia, po upływie znacznego czasu docierają do mnie szczątkowe bodźce, którym przez pryzmat doświadczeń i z ogromną rezerwą przyglądam się. Gobliny chcą mnie wywalić ze stancji. Przejmuję się? Nie, choć sytuacja jest chora. Wychodzi na to, że moja matka musi dzwonić, aby powiedzieć mi prosto w ucho, że jestem niewłaściwą córką/lokatorką i że wstydzi się za mnie. Wyjątkowo dobrze dobrała słowa- tylko ona się wstydzi, mi jest obojętne czy mieszkam u Goblinów czy pod mostem, chociaż pod mostem nikt nie marudziłby mi, że zjadłam za mało, bo tylko 70 dań. Zresztą ja naprawdę nie widzę w swoim postępowaniu niczego złego. Staram się być jakby mnie nie było- czytam książki, rozwiązuję zadanka, oglądam filmy, piszę artykuły, zdarza mi się nawet spać. I dlaczego te chore gobliny czepiają się mnie? Ostatnio Gryfek dzwonił do mamy bo nie chciałam zjeść torta. I żeby był to tort dla uczczenia jakiejś okazji... Nie, gobliny lubią torty, torty robi się szybko (wystarczy upiec biszkopt, potem się go przekraja, smaruje się wewnątrz dżemem a na zewnątrz kremem i już! Tort gotowy!) i są w stosunkowo niskiej cenie, więc produkują torty niemalże masowo, a co się będą! I jeszcze wychodziłam do szkoły, spóźniona jak zwykle, a ta nagle pokazuje mi jakiegoś kwiatka, co to rozkwitnął wyjątkowo ślicznie, co to takiego nigdy w życiu nie widziałam i nigdy już nie zobaczę (to ostatnie zabrzmiało niczym ponury żart tudzież groźba). Ponadto znalazłam całkiem miłą stancję, niewiele droższą, w pobliżu szkoły, a co za tym idzie, dworca. I co na to rodzice? Wykluczone, internat. A ten szowinista pysznym tonem mówi o pokorze. Ja pierdole. I że to niby będę traktować tę panią tak samo jak Goblinów. Tylko umówmy się, że nie każdy będzie wymagać ode mnie niewiadomo jak rozległych wywodów na temat grzybów zbieranych przez babcię czy nowej książki kucharskiej, którą poleca Ewa z Ewa gotuje. A gobliny to sami sobie zasłużyli! Ileż to razy słyszałam (nie żebym siliła się zbytnio na słyszenie, robiłam lekcje spokojnie w pokoju) jak to rozmawiali o mnie, o tym ile zjadłam i o tym o której poszłam spać i o tym o której wróciłam, a o której wróciłam tydzień temu.
Rodzice organizują na dole dziką imprezę i żądają mojej gitary Matematyko, co się dzieje z tym światem?